JAN BURAKOWSKI

Kompleks barbarzyńcy i syndrom pana

Polacy i ich wielcy sąsiedzi.



Dzieje nie notują przypadków wielowiekowego, zgodnego współżycia sąsiadujących ze sobą ludów. Sąsiedztwo, to jednocześnie - od czasów jeszcze przedplemiennych do końca XX wieku - ciąg upartych, nieustępliwych zmagań: o łupy, niewolników, surowce, tereny do osadnictwa, hegemonię nad wciąż rozleglejszymi obszarami, z chęci pomszczenia wczorajszych krzywd i rozładowania dzisiejszych kompleksów. Walczą z sobą nie tylko ludy różniące się językiem, rasą, kolorem skóry lub religią. Bardziej bodajże krwawe są dzieje "współżycia" ludów o wspólnych korzeniach. Wypierały się nawzajem i wyrzynały do korzeni plemiona germańskie uchodząc przed Hunami i w walkach o schedę po Imperium Rzymskim, plemiona mongolskie dzielące między siebie pastwiska i źródła wody na Wielkim Stepie. Śmiertelna nienawiść dzieli dziś Serbów od Chorwatów - mimo wspólnych korzeni plemiennych, wspólnego języka i wspólnych tradycji odwiecznej walki z naporem tureckim. - Nie dziwi więc fakt, że w folklorze wszystkich ludów symbol zła: zły duch, diabeł, przybiera przeważnie postać cudzoziemca zza najbliższej granicy. - Czart polski ma rysy Niemca, niemiecki - Francuza, francuski - Hiszpana lub Anglika, rosyjski i ukraiński - Tatara lub polskiego szlachcica.

Stereotypy mitologii narodowej i ich odzwierciedlenie w folklorze ludowym, kształtowały się w odległych wiekach, diabeł więc symbolizuje silniejszego, bardziej dynamicznego i agresywnego sąsiada z zarania dziejów. Polski więc i ruski diabeł odzwierciedlają relacje między Polakami i ich sąsiadami z Zachodu i Wschodu z pierwszych wieków współistnienia.

Dzieje pogranicza polsko - niemieckiego i polsko - ruskiego wykazują wiele podobieństw - przy oczywistych różnicach.

Niemcy od pierwszych kontaktów z państwem Polan, byli partnerem silniejszym, lepiej zorganizowanym społecznie i o wyższym poziomie cywilizacyjnym. Mimo to Polska nie została włączona do Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego a bilans zmagań wojennych państwa Piastów a później Jagiellonów z Niemcami jest raczej korzystny dla Polaków. Remisowe są wojny za pierwszych Piastów, Polska pokonuje też ostatecznie militarnie Zakon Krzyżacki w wojnie trzynastoletniej i aż po okres rozbiorowy nie doznaje większych szkód od państw niemieckich egzystujących na jej pograniczu zachodnim, północnym i południowym (Marchia, Brandenburgia, Prusy, Saksonia, zdominowane przez Niemcy Królestwo Czeskie a później Cesarstwo Austriackie). Bardzo korzystny terytorialnie jest też dla Polski ostateczny rezultat obu XX - wiecznych wojen światowych. Przesłanek tego korzystnego dla Polski bilansu militarnego i terytorialnego, mimo zdecydowanej przewagi demograficznej, ekonomicznej i cywilizacyjnej żywiołu niemieckiego, jest kilka. To rezultat przede wszystkim stosunkowo wczesnego wykrystalizowania się dużego, scentralizowanego państwa polskiego (X - XI w. i od połowy XIV w.) przy postępującym rozdrobnieniu politycznym Niemiec. Następnie szczęśliwych aliansów i sojuszy (unia polsko - litewska w XIV wieku, udział w koalicji antyhitlerowskiej w II wojnie światowej). Obiektywnie wielką rolę dla "spokojnego" kształtowania się polskiego organizmu państwowego, odegrały północnosłowiańskie ludy połabskie, przez ponad 500 lat z zadziwiającym powodzeniem przeciwstawiające się ekspansji niemieckiej.

Przez zdecydowanie dłuższe okresy niż walki na pograniczu polsko - niemieckim panuje spokój. Mimo to i mimo militarnych sukcesów Polaków, w tradycji polskiej żywy jest stereotyp Niemca - żołdaka i bezwzględnego zdobywcy. To rezultat kilku epizodów historii, gdy nasi zachodni sąsiedzi próbowali drogą fizycznej eksterminacji rozwiązywać problemy słowiańskie a następnie polskie. Już w X wieku margraf Gero, władca Marchii Wschodniej przyspieszył wydatnie opanowanie ziem południowego Połabia mordując zaproszonych na ucztę 30 słowiańskich książąt. Symbolem zimnego okrucieństwa stali się Krzyżacy eksterminując nie tylko Prusów ale i Polaków na zagrabionych ziemiach ("rzeź Gdańska" w 1309 roku). W czasie I wojny światowej okrucieństwem i bezwzględnym wyzyskiem zdobytych ziem byłego zaboru rosyjskiego wykazali się żołdacy cesarskich Niemiec. A ukoronowaniem niejako morderczego atawizmu Niemców są czasy II wojny i wzorowo opracowany plan likwidacji narodu polskiego w określonym czasie i określonymi sposobami, bez uwzględnienia jakichkolwiek boskich i ludzkich praw słowiańskich podludzi.

Znacznie bardziej niebezpieczne dla żywiołu polskiego niż zbrojny zabór, okazało się pokojowe współżycie z zachodnim sąsiadem. Niemcy byli już od wczesnego średniowiecza ludem wielkim (w X wieku około 5 - krotnie liczniejszym od plemion polskich), prężnym demograficznie i reprezentującym czołowy w Europie poziom cywilizacyjny. Dla Niemców, zamieszkujących centrum Europy i sąsiadujących od zachodu i południa z równie cywilizowanymi i licznymi ludami, jedynym możliwym kierunkiem ekspansji terytorialnej był wschód. Nic dziwnego więc, że po opanowaniu Połabia, kolejne fale osadnictwa niemieckiego zasiedlają nowo zakładane miasta i tworzą mniejsze lub większe enklawy wiejskie na terenach wiejskich ziem polskich i węgierskich (Siedmiogród) - a potem i imperium rosyjskiego - aż do Uralu i wybrzeża Morza Czarnego. To osadnictwo jest dla samodzielnych państw słowiańskich niewątpliwie korzystne. Wzmacnia je demograficznie i cywilizacyjnie a "kolonizatorzy" znajdujący na nowych terenach korzystne warunki egzystencji, często wręcz faworyzowani z uwagi na swoją przydatność przez miejscowych władców, przeważnie dość szybko rozpływają się w otaczającym żywiole słowiańskim. Inaczej przedstawia się sytuacja na ziemiach polskich, które wcześnie znalazły się w obrębie Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego i państwa Zakonu Krzyżackiego. Tu masowe osadnictwo niemieckie, w połączeniu z szybką germanizacją elit społecznych (możnowładztwo, dwory książęce i ich urzędnicy) sprzyja szybkiej i całkowitej germanizacji całych regionów. W związku z tym systematycznie i stosunkowo szybko przesuwa się z zachodu na wschód (a także z północy na południe) pogranicze językowe polsko - niemieckie. Już do końca XVI wieku zgermanizowane zostały w większości księstwa dolnośląskie, Zachodnie Pomorze, Ziemia Lubuska i skrawki Wielkopolski, które znalazły się we władaniu Brandenburgii (Nowa Marchia). Jeszcze przed rozbiorami daleko posuniętej germanizacji, mimo politycznej przynależności do Polski ulegają Prusy Królewskie (Pomorze Gdańskie, Powiśle, południowa Warmia) i etnicznie polskie rejony południowe Prus Książęcych (Mazury). W okresie zaborów proces germanizacji ulega przyspieszeniu na terenach już wcześniej znajdujących się w granicach państw niemieckich (Prusy, Austria) i obejmuje tereny Wielkopolski oraz Kujaw. Germanizacji sprzyja nie tylko przynależność państwowa i w związku z tym język niemiecki w urzędach, wojsku, szkołach. Niemniejszą rolę odgrywa presja cywilizacyjno - ekonomiczna niemczyzny: kontakty gospodarcze i handlowe, migracje związane z rozwojem gospodarczym zachodnich Niemiec, wyższy poziom organizacji społecznej Niemców i ich bezdyskusyjna wyższość cywilizacyjno - kulturalna. Zniemczeniu ulegają w pierwszym rzędzie elity społeczne - grupy ludności, których karierze zawodowej i społecznej sprzyja opcja niemiecka. - Oficerami, nauczycielami, dostojnikami i urzędnikami państwowymi mogli być wyłącznie obywatele dobrze znający język "państwowy" i deklarujący bezdyskusyjną lojalność wobec pruskiego czy też austriackiego państwa. W innych grupach presja niemczyzny jest mniej formalna ale niemniej skuteczna. Lekarze, inżynierowie, elity rzemieślnicze i kupieckie, po wieloletniej nauce języka niemieckiego w szkołach, zmuszone do korzystania z niemieckojęzycznej literatury fachowej, mający codzienne kontakty zawodowe, urzędowe i towarzyskie z Niemcami, wchodzą w sposób naturalny w krąg niemczyzny. Najmniej podatna na wynarodowienie jest, jak zwykle w takich uwarunkowaniach, ludność wiejska, żyjąca w niewielkich, jednorodnych przeważnie językowo społecznościach, sporadycznie tylko stykająca się z niemczyzną w urzędach, wojsku i szkołach (krótki okres nauki), mająca wsparcie w niektórych okresach w kościele katolickim, będącym w konflikcie z "luterańskimi" władzami państwowymi (w Prusach a później Rzeszy Niemieckiej). - w konsekwencji tych wszystkich procesów, od 1918 roku ponad 1/3 terytorium polskiego z czasów pierwszych Piastów (XI wiek) ulega całkowitej germanizacji a na wielu dalszych obszarach wpływy niemczyzny są znaczne. Dopiero kaprysy historii w XX wieku niweczą do gruntu dorobek tysiącletniego Drang nach Osten. W rezultacie I wojny światowej niemczyzna cofa się mniej więcej do granic przedrozbiorowych a układy jałtańskie i poczdamskie przywracają żywiołowi polskiemu - już tylko dwukrotnie mniej licznemu niż niemiecki - granicę z roku 1000 - ego a nawet granicę tę nieco przesuwają na zachód i północ (w granicach Polski znalazły się także Wschodnie Łużyce, Pomorze Zachodnie, Warmia i Mazury).

Utrwalony w świadomości polskiej po 1000 - letnich kontaktach stereotyp Niemca, to wizerunek o bardzo skomplikowanej fakturze i różnych barwach. Z jednej strony to krwawy sadysta Gero, bezwzględny Krzyżak i ogarnięty amokiem żądzy krwi esesman. Z drugiej zaś - pracowity, zasobny, respektujący nakazy prawa i religii, schludny rzemieślnik, lekarz, kupiec i rolnik a także bezwzględny ale sprawiedliwy urzędnik. Osobnik niby pozytywny i godny szacunku ale chłodny, obcy, otoczony jakimś utrudniającym kontakty fluidem, a przede wszystkim uładzony organizacyjnie, skuteczny w działaniu. Stosunek Polaków do Niemców jest schizofreniczny, typowy dla stosunków: "barbarzyńca" - "cywilizowany kolonizator". Typowy Polak nienawidzi Niemca "plującego mu w twarz i germanizującego dzieci" i gotów jest walczyć z nim na śmierć i życie a jednocześnie w głębi duszy jest zadowolony, gdy jego dzieci wchodzą w świat niemiecki, stają się takimi samymi Europejczykami jak nasi odwieczni wrogowie. I zadziwiająco łatwo przebaczający. - Już w pierwszym pokoleniu prawie zapomina się polski także holocaust II wojny światowej: miliony zabitych bez sądu, tysiące dziewcząt zamęczonych i sponiewieranych w żołnierskich burdelach, zrujnowane miasta i spalone wsie, niewyobrażalne poniżenie i całkiem realną perspektywę "zlikwidowania" w ciągu życia jednego pokolenia całego wielkiego narodu.

Początki stosunków polsko - ruskich były zbliżone do polsko - niemieckich, tyle, że potencjał demograficzny i cywilizacyjny był tu bardziej wyrównany. Ruś Kijowska IX - XI wieku była wprawdzie państwem potężniejszym i bardziej dynamicznym niż Polska (państwo Polan) ale jej ekspansjonizm był skierowany głównie na bogate Południe (Bałkany, Bizancjum) i rychło został osłabiony podziałami dzielnicowymi. Poszerzające swe terytoria państwa Piastów i Rurykowiczów Kijowskich zaczynają od połowy X wieku rywalizować, ze zmiennym szczęściem, o Grody Czerwieńskie czy też ziemie: przemyską, chełmską i drohiczyńską - już wówczas o mieszanym składzie narodowościowym (przy słabo jeszcze wykształconych różnicach językowych). Sytuację tego pogranicza zmienił radykalnie najazd mongolski (1237 - 1241), związany z potwornym zniszczeniem Rusi i podporządkowaniem jej księstw władztwu tatarskiemu. Podzielona i zdewastowana Ruś staje się łatwym łupem dla konsolidującej się w tym okresie Polski (opanowanie przez Kazimierza Wielkiego Rusi Halickiej, Podola oraz księstw chełmsko - bełskiego i władzimierskiego w latach 1344 - 1366) a przede wszystkim Litwy, która opanowuje większość ziem ruskich. Do państwa litewskiego należy w tym czasie Briańsk, Kursk, Orzeł, Wiaźma - tereny położone o "rzut oszczepem" od Moskwy.

Wraz z powstaniem państwa polsko - litewskiego (etapy jego konsolidowania to: Krewa - 1385r., Horodło - 1413r., Lublin - 1569r.) ziemie te dostają się na ponad 4 wieki w orbitę wpływów politycznych i cywilizacyjnych Polski. Był to fakt przełomowy dla dalszych losów środkowo - wschodniej Europy, o reperkusjach żywych do dnia dzisiejszego. Trwała dominacja Polski na obszarach północno - zachodniej i południowej Rusi, polsko - łacińskie wpływy języków, obyczajowe i religijne (unia brzeska) sprzyjała wykształceniu się na tych ziemiach osobnych w stosunku do "reszty" Rusi narodów: Białorusinów i Ukraińców ale społeczności wyłącznie chłopskich - bez jakichkolwiek społecznych i kulturalnych elit. W tych warunkach zaczątkiem nowożytnego, scentralizowanego państwa ruskiego stały się peryferyjne księstwa wschodnie (moskiewskie, twerskie, riazańskie) z silnymi językowymi i obyczajowymi wpływami ludów fińskich i mongolskich, długo pozostające pod jarzmem tatarskim. Miało to istotny wpływ na kształt ustroju i obyczaje w państwie moskiewskim a później rosyjskim. Unia polsko - litewska doprowadziła do powstania ogromnego państwa (w szczytowym okresie ok. 1 mln km2) z dużym potencjałem ludnościowym, ale o specyficznym ustroju, niejednorodnym składzie etnicznym i religijnym. Od początku a w szczególności od Unii Lubelskiej państwo to było pozbawione jakichkolwiek mechanizmów rozwojowych (jak np.: silna władza centralna, duży potencjał militarny, ekspansywny potencjał ekonomiczny lub cywilizacyjno - kulturalny). Było to państwo niemal od początku skazane na wegetację a nie rozwój, z "miękkim", niespokojnym wschodnim pograniczem.

Dla ludności ruskiej, która znalazła się w obrębie państwa polsko - litewskiego i która początkowo przyjmowała nowych panów jako mniejsze zło w stosunku do jarzma tatarskiego, nowa konfiguracja oznaczała historycznie totalną katastrofę. - Rzeczpospolita Obojga Narodów była państwem na tyle potężnym by trwać długo przy braku istotniejszych zagrożeń zewnętrznych ale słabo zorganizowanym wewnętrznie i pozbawionym nowoczesnego sprawnego systemu militarnego. W tych warunkach tereny Rusi - nie tylko pograniczne - narażone były na ciągłe łupieżcze rajdy Tatarów Krymskich a potem najeźdźców moskiewskich, tureckich, szwedzkich. Ograniczało to możliwości rozwoju tych ziem a rozległe połacie bogatej niegdyś Ukrainy zamieniło w bezludne Dzikie Pola. W XVI - XVII wiekach zaludnienie Ukrainy wynosi ok. 3 mieszkańców na 1km2 (Mazowsze - 20, Prusy Królewskie - 15, Wielkopolska - 14, Małopolska - 12). Genom etniczny na terytorium dzisiejszej Ukrainy zmienił się w ciągu 1000 - lecia dwukrotnie - inaczej mówiąc pierwotni, słowiańscy mieszkańcy dawno wyginęli do szczętu, dzisiejsi Ukraińcy to potomkowie chłopów przesiedlanych na te tereny z Polski i Rosji i zbiegów nie tylko chłopskich z ościennych krajów (Polacy, Wielkorusowie, Wołosi i in.). Nie mogła tu wytworzyć się nowoczesna infrastruktura miejska a więc i mieszczaństwo etnicznie ruskie. Setki tysięcy kilometrów kwadratowych Białorusi i Ukrainy było terytoriami typowo kolonialnymi (w typie kolonii hiszpańskich) - wielkimi lub olbrzymimi latyfundiami należącymi do polskich (lub spolonizowanych) właścicieli i masą pozbawionej jakichkolwiek praw ludności ruskiej. Tereny o typowym dla wczesnego średniowiecza poziomie organizacji życia społecznego i podobnym poziomie gospodarki rolnej. Nie było żadnych możliwości wykształcenia się ruskiego mieszczaństwa i inteligencji a jedynymi pomnikami wyższej kultury były rzadkie ale kapiące przepychem siedziby kresowych królewiąt (książąt, kniaziów i późniejszego już rodu hrabiów i baronów) i fundowanych przez nich Kościołów i klasztorów.

Już od końca XVI wieku permanentnie wybuchają na Ukrainie prawie w każdym pokoleniu bunty "czerni ruskiej" - chłopów i Kozaków wyładowujące nienawiść na polskich panach i Żydach. Tłumione z brutalnym okrucieństwem - z tysiącami hajdamaków wbitych na pale, oślepionych, zasieczonych na śmierć (chciałoby się napisać "azjatyckim okrucieństwem" ale realia zachodnio - europejskich wojen religijnych XVII wieku wskazują, że i w okrucieństwie Europejczycy chyba zdystansowali Azjatów).Ostatni wielki ukraiński bunt chłopski - koliszczyzna z rzezią humańską (1768r.) zbiegł się niemal z pierwszym rozbiorem Polski (1772r.) i stłumiony został już wspólnym polsko - rosyjskim wysiłkiem wojskowym. Jest to krwawe zamknięcie kilkuwiekowej politycznej obecności polskiej na tych ziemiach: po pokonaniu hajdamaków, rotmistrz Stempkowski (przodek wykwintnych XX - wiecznych intelektualistów Stanisława i Jerzego Stempkowskich) rozkazał kilkudziesięciu przywódców wbić na pale a kilku tysiącom zwykłych buntowników darował życie: kazał tylko obciąć im prawe ręce i lewe stopy by odeszła im chęć do dalszych buntów.

Rozbiory i przejęcie ziem białoruskich i ukraińskich przez Rosję (i częściowo Austrię) pod względem stosunków społecznych i narodowościowych na tych terenach prawie niczego nie zmieniło. Istniejącego porządku nie naruszyły do gruntu nawet carskie dekrety uwłaszczeniowe i demokratyzacja prawa pod koniec ery Romanowów. Aż do I wojny światowej i Rewolucji Październikowej ziemie ruskie dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów pozostają ostatnią w Europie oazą feudalizmu i kolonializmu z nielicznymi polskimi feudałami - kolonizatorami i masą bezimiennej ruskiej czerni faktycznie bez żadnych praw. Kolorytu tych ziem z bezmiarem cierpienia i upodlenia nie oddadzą w pełni żadne prace historyczne, dokumenty, wykazy cyfr zamordowanych, sprzedanych z rąk do rąk, zmarłych z głodu. Prędzej już dostrzeże je oko pisarza. - Adam Mickiewicz w objaśnieniach do "Dziadów cz. III" pisze krótko: "Konie jazdy rosyjskiej piękne są i drogo kosztują. Koń żołnierki gwardyjski płaci się często kilka tysięcy franków (...). Kobietę w czasie głodu na Białorusi sprzedawano w Petersburgu za dwieście franków. Ze wstydem wyznać należy, że panowie niektórzy polscy z Białorusi tego towaru dostarczali". To lata 30 - te XIX wieku. Ale jeszcze w 100 lat później, już w wieku XX, Melchior Wańkowicz wspominając w "Szczenięcych latach" Białoruś swej młodości pisze: "W pewnym dworze (...) do rytuału należy podejmować gości dziewczyną. W oficynie mieszka pan plenipotent i pan leśniczy. Przed wódeczką i przed obiadkiem zbiera się w oficynie kawalerskie towarzystwo - czekają już dziewczyny. Zaspokaja się funkcje prędko, publicznie - jedni przy drugich. Po czym wraca się do pałacu, do pań". Ołeś Honczar w "Taurii" pisze o śladach wyrafinowanych pańskich uciech na dworze hrabiego Potockiego. - Spotykało się jeszcze w latach 40 - tych XX wieku starsze kobiety ze zdeformowanymi szramami ustami i policzkami. W początkach wieku pluskały się one nago jako "syreny" w stawie parkowym. Na brzegu siedzieli młodzi panowie z wędkami na których do haczyków przymocowane były jako przynęty złote pięciorublówki. Dziewczyna ustami usiłowała schwytać monetę. Jeśli była szybsza - stawała się jej posiadaczką (to dla niej prawie fortuna), jeśli szybszy był rybak - wyciągał na brzeg złowioną syrenę.

W 1918 roku raz jeszcze wraca na te tereny Polska - na wschodnie rubieże I Rzplitej tylko przelotnie, w rejony zachodnie na lat ponad dwadzieścia. Oto realia tego powrotu w relacji Melchiora Wańkowicza: "O Boże! O wielki Boże! Nie ma Kalużyc. Ostatni raz widziałem je po pogromie bolszewickim, gdy przyszli ułani z korpusu Dowbora (...). Teraz słychać po wsiach wrzaski. Karne ekspedycje ułanów sieką do krwi chłopów" (za grabież dworów - J.B.).

Rok 1918 prawie całkowicie a rok 1944 do ostatniego pałacu i dworku, wypiera pańską polskość z ziem ruskich. Ale mająca 500 lat tradycja i obraz stosunków polsko - ruskich odzwierciedlony w literaturze i kulturze polskiej (wyłącznie jednowymiarowej: szlachecko - polskiej) żyć będzie jeszcze długo. I tak, jeśli tradycyjny obraz Niemca to, obok wizerunku okrutnego żołdaka, także obraz schludnego i cywilizowanego, choć czasem bezwzględnego kupca, przemysłowca, bauera - kogoś obcego ale budzącego respekt i zazdrość - to Rusin jawi się wyłącznie jako ciemny chłop, czerń, istota całkiem różna niż jego polski pan. Nic to, że w ciągu ostatnich wieków zmieniło się wszystko. Dla przeciętnego Polaka - nawet półpiśmiennego konduktora, celnika, handlarza - Białorusin, Ukrainiec, Rosjanin to zawsze istota niższa, nawet jeśli jest inteligentem w piątym pokoleniu, ukończył Oksford i mówi pięcioma językami. W tradycji i literaturze polskiej, zabójstwo polskiego dziedzica i zgwałcenie jego córki lub żony to wstrząsające zbrodnie azjatyckiego barbarzyństwa a rozstrzeliwanie przez dzielnych ułanów generała Dowbora - Muśnickiego wyciąganych z kryjówek małomiasteczkowych komisarzy, sieczenie wyciorami na śmierć zbuntowanych chłopów i gwałcenie setek "dziewek" z pacyfikowanych wsi, to czyny usprawiedliwione słuszną pomstą, "sprawiedliwością dziejową", młodzieńczym temperamentem. Mordowani, torturowani, gwałceni Polacy modlą się, płaczą, łkają, jęczą - Rusini zdolni są w takich sytuacjach tylko do wrzasku, zwierzęcego wycia, ryku, szczurzego pisku.

Rok 1945 przeprowadził korektę tysiącletniego współżycia i zagmatwanych problemów współżycia Polaków, Niemców i Rusinów. Znikły "płodne kulturalnie" lecz ciągle ociekające krwią, mieszane narodowościowo pogranicza. I dobrze, szkoda tylko, że scena tej korekty była tak wysoka, okupiona śmiercią, tułaczką i cierpieniem prawie 20 milionów Polaków, Niemców i Ukraińców.

Czy doczekamy się czasów, gdy będziemy Polaków, Rosjan, Niemców traktować jako takich samych Zwyczajnych Ludzi - i w codziennych kontaktach i w ocenie zjawisk historycznych? Być może ale na pewno w odniesieniu do naszych wschodnich sąsiadów ani za życia dzisiejszego ani jutrzejszego pokolenia. Bo przezwyciężenie kompleksu schamiałego pana jest znacznie boleśniejsze niż kompleksu barbarzyńcy.