Ewa Maria Tabeau


Zielony kolor nieba
1 marca 1997

Mój ojciec to poeta
Bez nawet jednego wiersza
Maluje swoją poezję
Na ścianach
Zwykłym pędzlem do malowania
I wypełniając gipsem dziury
Wtedy myśl go uskrzydla
Wiersz jest biały
Czysty jak łza
Prosty jak brzoza
Lub granatowy
Jak chmura gradowa
Na firmanencie każdego nieba
Najpiękniejszy jest zielony
Kolor nieba
W którym
Wiosenny ogród rozkwita pracą
Na długie ciepłe miesiące




Pocałunek
7 czerwca 1997

obejmij mnie
najciaśniej jak potrafisz
tylko ten jeden raz
czy czujesz
ciepły zapach otula Ci twarz

trwam nieruchoma
między zarostem szorstkiego policzka
a twardością męskich piersi
raptownie zagubiona
unoszę z wolna twarz

pocałunek zaskoczył
miękkością nabrzmiałych warg
twardością ruchliwego języka
nagłą falą gorąca

pozostawił zmęczenie drżących nóg
niespełnienie piersi
gdybyż tak jeszcze raz




Jak drzewa
29 lutego 1997

Drzewa mają wzniesione ramiona
Długie palce wyciągnięte ku niebu
Z tysiąca szeleszczących dłoni
Czy wołają o zlitowanie
Czy o kawałek chleba
A może to tęsknota
Za złotą kulą słońca
Za błękitem przestworza
Za fruwaniem w obłokach
Za chichotem południowego wiatru
Za życiem nigdy ofiarowanym
My jesteśmy jak drzewa